Pamiętacie, jak kiedyś się Was radziłam czy malować na biało latarenki czy zostawić takie szarobure? Część z Was pisała, żeby malować, a część zostawić takie, jakie są. To było do przewidzenia, bo ile głosów, tyle różnych opinii. I przez to nadal byłam w kropce. Stały więc te moje kamieniczki - lampiony tak, jak je kupiłam czyli szarosinokoperkowe;-) I jak to ze wszystkim bywa...do czasu.
Nie zostawiłam ich w oryginalnym kolorze, nie pomalowałam na biało, ale rozjaśniłam nieco. I to się okazało strzałem w dziesiątkę. Teraz jest tak, jak chciałam. Byłam ostatnio w sklepie, w którym je nabyłam i są teraz w różnych kolorach, w bieli też. Jednak jest to prawdziwa biel. I stwierdziłam, że ja tak nie chcę. Postanowiłam, że moje będą inne niż te w sklepie. No i się udało. Chyba...
Zajęło mi to jakieś pół godziny, bo musiałam wyjąć wszystkie szyby ze środka. W tej wysokiej kamieniczce jest aż sześć szybek, a w dużej cztery większe. Wiedziałam, że muszę się z nimi, jak z jajkiem obejść. Mąż się podśmiewał, żebym uważała, bo do szklarza ze mną nie pojedzie, jak mi się któraś wyśliźnie z rąk podczas mycia. zagroził, że nawet moje słodkie i biedne minki nie pomogą.
Jak już rozmontowałam szybki, wyszperałam moją ulubioną białą farbę, gąbeczkę do naszyń i wzięłam się ochoczo do pracy. Gdyby nie zabawa z szybkami, całe malowanie, a raczej rozjaśnianie farbą trwałoby może maksymalnie 10 minut. Okazało się to dziecinnie proste. I całe szczęście, bo mąż stał w progu kuchni i czekał, aż skończę. Obiecał mi zakupy w ogrodniczym:-) Uparłam się, jak co roku zresztą, na bratki.
Moje kapliczki zostały zatem rozjaśnione. Korciło mnie troszkę, aby jeszcze bardziej je wybielić, ale myślę, że są ok. Jak znajdę chwilkę, to pokażę jak cudnie wyglądają, kiedy się całe rozświatlają światłem świec. Zmieniły miejsce, a jakże:-) Już nie stoją w salonie, a w holu. I wyglądają tam pięknie. Witają gości. Dzięki temu, być może moi goście nie zuważą bałaganu w butach, jaki panuje na okrągło. Nie wiem, kiedy ja nauczę dzieci i męża, że buty powinny stać w jednym miejscu i jeden obok drugiego, a nie na cały przedpokój rozrzucone. Macie jakiś skuteczny sposób na takie dolegliwości, bo spędza mi to sen z powiek i wkurza tak maksymalnie, że nie wiem, czy może jeszcze bardziej. Pomożecie?

Muszę Wam napisać, że jakiś czas temu odkryłam w Legnicy mały, ale niesamowicie uroczy sklep z artykułami, które powodują oczopląs i szybsze bicie serca. Sklep nazywa się Kikimora, a jego właścicielka jest przeuroczą i bardzo sympatyczką babeczką. Taka fajna i ciepła kobitka. Gaduła, jak wszystkie osoby, którym piękne przedmioty nie są obce;-)
Gdybym tylko miała czas wpadać tam częściej i miała kasiury więcej, to pewnie wykupiłabym połowę asortymentu. Ostatnio zakupiłam napisy dla dziewczyn (OLA i MARTA) oraz 4 tasiemki ozdobne, prześliczne w czerwonych kolorkach. Dwie z nich powędrowały z miejsca na wianek. Ilość kolorów i wzorków tasiemek w Kikimorze wprawia w zachwyt i chciałabym wszystkie...
Wklejam link do sklepu internetowego, choć myślę, że to i tak nie odda klimatu sklepiku prawdziwego. Poza tym chyba nie ma wszystkiego asortymentu w tym internetowym sklepie, ale i tak warto zajrzeć.
http://www.kikimorasklep.pl/o-nas-n-14.php
Planuję zamówić tam sobie jeszcze więcej napisów drewnianych, ale muszę się zastanowić jeszcze czy po polsku czy po angielsku. Zobaczymy:-)
Śliczne te tasiemki. I niedrogie, bo metr kosztuje 2.40,- Można je używać na tyle sposobów, że tylko wyobraźnię uruchomić i gotowe:-)
Mam jeszcze tylko jedną myśl. Cały czas brakuje mi jednej kamieniczki do kompletu, bo są trzy. A ja mam dwie. Tylko, gdzie ja ją postawię? Miejsce się kurczy w domu pomalutku. Z jednej strony myśle sobie, po co mi kolejna, a z drugiej...skoro jest trzecia do komletu, to może powinna u mnie zamieszkać?
Sama nie wiem.... Póki co, nacieszę się tymi, które mam. Tak będzie taniej i chyba lepiej. Trzeba się cieszyć tym, co się posiada:-)
A tak kamieniczki wyglądały przed malowaniem. Nie widać dokładnie, bo są w cieniu, ale były naprawdę ciemne.
A teraz coś, co powoduje, że chce się śpiewać, tańczyć i kocha się wiosnę na maksa! Tadaaam...bratki! Obiecane, wyczekane i wreszcie posadzone. Uwielbiam je dosłownie za wszystko. Za to, że są takie małe, za to, że są piękne, że nie ma dwóch takich samych, że co roku kwitną mi od wiosny aż do jesieni. Wyglądają uroczo, pasują do każdego domu. Uwielbiam, kiedy te swoje kolorowe łebki wykręcają w stronę słońca.
Nie wiem, jak to możliwe, ale bratki rozśmieszają mnie tym, że są wyjątkowe. Zawsze mi się wydaje, że one żyją naprawdę, że patrzą na nas ludzi i się uśmiechają. Nie, nie oszalałam. Naprawdę te małe kwiatuszki na nas patrzą. A może rozśmiesza mnie to, że mi się to wszystko wydaje...
Są niesamowicie piękne i cieszę się, że wreszcie nadszedł czas, aby zamieszkały obok nas. Od razu nastrój lepszy i do domu wraca się z ochotą, bo przed wejściem wita mnie cała kolorowa rodzinka Państwa Bratków:-)
Kuchenne okno też dostało bratkową oprawę. Robiąc z rana śniadanie, dostanę dawkę dobrej energii, jak tylko spojrzę za szybę. Puszczę oko do moich bratków, a one do mnie.
A jakie Wy dziewczyny lubicie kwiaty? Jest taki wybór kwiatów, że można mieć wszystko, czego się zapragnie. Jednak pewnie macie ulubione rodzaje czy odmiany. Chętnie poczytam:-)
Razem z moimi bratkami uśmiecham się do Was życząc miłego i dobrego tygodnia. I sobie, i wszystkim życzę ogromu słońca, optymizmu w działaniu, radości z każdego dnia oraz tego, co Wam w duszy gra, o czym marzycie i planujecie na ten tydzień:-) Oby się wszystko spełniło i szło po Waszej myśli. Ściskam serdecznie:-)