No tak, pogoda zdecydowanie niewyjściowa. Pada za oknem od samego rana. Szare, bure, brzydkie niebo. Przynajmniej zielono na tarasie. Jak okiem sięgnąć, wszędzie zielono. I tak ma być, bo jest maj. Wiadomo, że lepiej by było, gdyby świeciło słońce i termometr wskazywał 26 stopni ciepła, ale przecież i padać kiedyś musi. A wiadomo, że po deszczu zawsze wychodzi słońce. I w życiu i w przyrodzie tak jest.
Jestem chora od ładnych kilku dni i najgorsze jest to, że nic, a nic nie chce mi przejść. Miało być lepiej, a wcale nie jest. Wręcz odwrotnie. Najgorsze, że ciągle boli. Staram się czymś zająć, żeby nie myśleć o bólu, który gdzieś się wbija i wyjść nie ma zamiaru. Ile można brać leków przeciwbólowych? No jasna sprawa, że za wiele nie można.
Trwa długi weekend. Miałam tyle planów, ale pogoda je pokrzyżowała. Miałam cały dzień spędzić w ogrodzie, który próbuję doprowadzić od kilku lat do stanu...hmmmm....ładnego. Jestem pewna, że kiedyś spełni się moje marzenie i będę miała ogród, o jakim marzę. A marzę o ogrodzie swoim. Nie jakimś "wyjętym z żurnala", ale takim swoim. Od pięciu lat zbieram różnej maści roślinki i sadzę, a potem czekam i podziwiam, jak rosną, przesadzam, dzielę, dosadzam i tak w kółko. Kiedyś już pisałam o tym, jak bardzo lubię grzebać w ziemi. Ale napiszę raz jeszcze. Lubię grzebać w ziemi. I żadna ze mnie rolniczka-ogrodniczka. Ja po prostu uwielbiam stan ogrodowej medytacji.
Mnóstwo jest na świecie ludzi, którzy mają i kochają swoje ogrody. Spędzają w nich czas. Są ogrody małe i wielkie, są działki tzw. ROD dla mieszkańców miast (niesamowita sprawa i cudowna idea od dziesiątek lat), w końcu są ogrody pałacowe, wielohektarowe, którymi opiekuje się sztab ludzi. I nieważne, czy ma się ogród czy ogródek, czy rośnie w nim sama trawa, chwasty w pełnej krasie, czy też wygląda cudownie wzorowo, pod kreskę, zaprojektowany przez specjalistę. Ważne, że się go ma, że się go lubi i chce się w nim być.
Znam ludzi, którzy posiadają ogród zaprojektowany przez specjalistę, idealny wprost. I gdyby jeszcze z niego korzystali czy choćby sami podziwiali...Skądże. To ogród, który podziwiają goście, znajomi. Do tego ogrodu raz na dwa tygodnie przyjeżdża pracownik firmy pielęgnującej ogrody i robi swoje. Mieszkańcy domu płacą za pracę firmie i tyle. Tak wygląda kontakt właścicieli ogrodu z ogrodem właśnie. Zabiłabym każdego, kto przyciąłby moje krzaczorki nie tak, jak ja chcę. Zabiłabym takiego ogrodnika za to, że mi się plącze pod nogami i zabiera mi całą przyjemność z biegania z sekatorem w ręku czy worem ziemi kwaśnej. I jeszcze ludzie płacą za coś takiego. No, ale wolny kraj. Każdy robi, jak mu pasuje.
Ja należę do ludzi, którzy każdą wolną chwilę spędzają w ogrodzie. Zresztą cała moja rodzina to robi. Spędzamy tam czas nie tylko na siedzeniu i podziwianiu trawy i nieba, ale na ciężkiej pracy, która daje tyle satysfakcji, że opisać się nie da. Dzieci moje wiedzą od dawna, że jak słońce i ciepło na zewnątrz, to jemy śniadania, obiady, podwieczorki i kolacje na tarasie. Od kwietnia do października czyli pół roku. Problemem był tylko deszcz, ale właśnie w tym roku będzie to pięknie rozwiązane. I to będzie już pełnia szczęścia:-)
Nawet, kiedy będzie padał deszcz, zjemy obiad na tarasie. Wyjątek stanowi takie zimno, jak dziś na przykład. Taki mamy klimat. To nie Floryda;-) Lubię zmienność pór roku, bo to piękne. Zazdrościmy Hawajczykom gorąca, ale już tajfunów, tornad i innych zwyczajowych rzeczy nie zazdrościmy. Ja już od dawna wiem, że każda nasza pora roku ma urok. Taki Hawajczyk może tylko pomarzyć o jesiennych barwach lasu, o szadzi na roślinach. My mamy to co roku:-) I tak jest pięknie.
Wracając do ogrodu, nie trzeba w nim pracować codziennie. I to jest najpiękniejsze. Można do niego wyjść, podumać, poudawać, że się pracuje. Ubrać rękawice i tak sobie pochodzić. Albo usiąść, zadumać się nad jednym źdźbłem trawska i gapić się na nie godzinę lub dwie. Zatem, można pracować lub udwać, że się pracuje, myśleć lub udawać, że się myśli. Jak się już myśli, a nawet i udaje, to rezultat i tak jest taki sam. Przemyślimy sprawę lub całe życie, a oprócz tego
(i tak jest zawsze), mamy cały pojemnik wyskubanych listków, trawska zarastającego nasze rośliny, przekopane pół ogrodu, posadzonych 20 roślin itd. Już nie wspomnę o korzyściach fizycznych (dotlenienie) i psychicznych. Do tego, całe zmęczenie, które pozwala czuć ogromną satysfakcję, jest nieocenione. Im więcej się zmęczę czyli napracuję, tym większą satysfakcję mam. Praca umysłu podczas tzw. "jałowego biegu" czyli podczas obserwowania jednego listka klonu palmowego czy uwijania się trzmiela w pocie czoła nad lawendą, jest bardzo ważna. Niby umysł odpoczywa, a jednak na zwolnionych obrotach, wypracowuje to, co wypracować. Jakaś tam przypadkowa refleksja lub zaskakująco cudowne rozwiązanie problemu, wpadnie do głowy i już. Dlatego właśnie mam dom z ogrodem, a telewizor mam ochotę wynieść na śmietnik lub oddać komuś, kto potrzebuje go zdecydowanie bardziej niż ja. Dziś wspólnie z mężem doszliśmy do wniosku, że gdyby w naszym domu nie było telewizora, to chyba byśmy nawet nie zauważyli tego. Mamy za to dzieci w wieku, w którym nie bardzo da się wytłumaczyć niektórych rzeczy. I telewizor jest, bo codziennie o 20.00 leci jakiś serial młodzieżowy "Wioletta", który to jest hitem nad hity. Dzieci nie rozmawiają o niczym innym w szkole, no przynajmniej dziewczyny. Dobrze, że moje dziewczyny mają codziennie treningi, bo nie siedzą całe dnie na kanapie:-)
(i tak jest zawsze), mamy cały pojemnik wyskubanych listków, trawska zarastającego nasze rośliny, przekopane pół ogrodu, posadzonych 20 roślin itd. Już nie wspomnę o korzyściach fizycznych (dotlenienie) i psychicznych. Do tego, całe zmęczenie, które pozwala czuć ogromną satysfakcję, jest nieocenione. Im więcej się zmęczę czyli napracuję, tym większą satysfakcję mam. Praca umysłu podczas tzw. "jałowego biegu" czyli podczas obserwowania jednego listka klonu palmowego czy uwijania się trzmiela w pocie czoła nad lawendą, jest bardzo ważna. Niby umysł odpoczywa, a jednak na zwolnionych obrotach, wypracowuje to, co wypracować. Jakaś tam przypadkowa refleksja lub zaskakująco cudowne rozwiązanie problemu, wpadnie do głowy i już. Dlatego właśnie mam dom z ogrodem, a telewizor mam ochotę wynieść na śmietnik lub oddać komuś, kto potrzebuje go zdecydowanie bardziej niż ja. Dziś wspólnie z mężem doszliśmy do wniosku, że gdyby w naszym domu nie było telewizora, to chyba byśmy nawet nie zauważyli tego. Mamy za to dzieci w wieku, w którym nie bardzo da się wytłumaczyć niektórych rzeczy. I telewizor jest, bo codziennie o 20.00 leci jakiś serial młodzieżowy "Wioletta", który to jest hitem nad hity. Dzieci nie rozmawiają o niczym innym w szkole, no przynajmniej dziewczyny. Dobrze, że moje dziewczyny mają codziennie treningi, bo nie siedzą całe dnie na kanapie:-)
Kiedy jestem w ogrodzie, nie interesuje mnie, ani sława, ani pieniądze, bo tak naprawdę przyszłam tu, aby się dotlenić, odpocząć, poukładać na nowo różne elementy swojej osobowości w jakąś całość, jak się uda, to sensowną;-) A ponadto, ustalić hierarchię wartości, rozliczyć się z przeszłością, zaplanować przyszłość, tą daleką i tą bliską. No i wyciszyć się, rzucić ból i cierpienie w trawę, a potem to przemyśleć i ocenić na spokojnie. Do ogrodu nie idę, aby rekultywować sam ogród, a siebie samą. Ogródek jest na drugim planie. Choć wiadomo, że podczas dokonywania się przemian umysłu, nieświadomie dokonuje się przemiana ogrodu. Pod koniec okazuje się, że nieświadomie zrobiliśmy tak wiele, że chyba to nie my, a krasnale wyszły spod kamieni;-) I to jest właśnie medytacja. Leczy, pomaga i wyzwala. Trzeba jednak być ostrożnym w takim medytowaniu ogrodowym, bo medytacja jednym pomoże, ale innym może zaszkodzić. Myślę, że trzeba być silnym i mieć wiele odwagi, by zaglądać w głąb siebie.
Pozdrawiam wszystkich kochających swoje ogrody. Namawiam do medytacji i zaglądania, jak nie w głąb siebie, to przynajmniej w głąb grządki. I nie trzeba się bać, ani jednego, ani drugiego.
Najpiękniejsze jest to, że wcale nie musi to być koniecznie ogród. Niezastąpiony jest balkon, parapet okienny, na którym rosną nasze zioła czy cokolwiek zielonego;-)
Patrzę za okno i widzę, że pada nadal. A niech pada. W końcu zawsze po deszczu wychodzi słońce:-)
Najpiękniejsze jest to, że wcale nie musi to być koniecznie ogród. Niezastąpiony jest balkon, parapet okienny, na którym rosną nasze zioła czy cokolwiek zielonego;-)
Patrzę za okno i widzę, że pada nadal. A niech pada. W końcu zawsze po deszczu wychodzi słońce:-)