Obserwatorzy

sobota, 23 lutego 2013

Oaza spokoju...


          Ilekroć wchodzę do mojej sypialni, przypominam sobie czasy sprzed czterech lat, kiedy to mieszkałam w bloku na I piętrze. Salon był jednocześnie sypialnią, bawialnią dla dzieci i sama nie wiem, czym jeszcze... Generalnie swojego rodzaju graciarnią.  Dzieci w swoim pokoiku nie chciały bawić się same, więc "umilały" nam czas niemalże 24 godziny na dobę;-) 
            Marzył mi się domek, gdzie będzie mnóstwo przestrzeni, albo chociaż więcej niż 47 m2. Marzyłam o tym, aby każdy z nas miał swój własny kąt, ale też miejsce, w którym spotykamy się wszyscy razem czyli salon i kuchnię. 
       Dziś temat sypialni. Po raz pierwszy, bo nigdy wcześniej jej nie pokazywałam . Jest to wyjątkowe miejsce, bo jakby na tyłach domu, od strony ogrodu i sadu, z widokiem na taras. Jest tu tak spokojnie. Zimą nie słychać nic, zaś wiosną, latem i jesienią drą się w niebogłosy ptaki różnej maści i kalibra. Uwielbiam tą ptasią muzykę. I słońce, które zagląda tu przez większość dnia. To właśnie z sypialni mam najpiękniejszy widok na zachody słońca, któe są tutaj niesamowite. Do dziś nadziwić się im nie mogę. Nie potrafię zliczyć, na ilu zdjęciach uwieczniłam zachód słońca przez te cztery lata:-) Czasami wracając do domu wieczorem, wiemy, że znów będzie przedstawienie na tarasie i jedziemy troszkę szybciej, żeby tego zjawiska nie przegapić. Takie nasze rodzinne dziwactwo;-) 

        Dziś zrobiłam troszkę zdjęć w sypialni w ramach relaksu, więc pokazuję. Pamiętam, że obiecałam kiedyś kilku dziewczynom. Taaadam...




Moja słynna taca, która przeszła wiele, ale służy wiernie. Jest duża i wygodna. Dziś tylko herbata, ale najczęściej ląduje na niej oprócz herbaty, solidna porcja jakiegoś ciacha i obowiązkowo coś do czytania.




          Poniżej połowa łóżka, która należy do męża. Najczęściej jest tak, że jego stolik ugina się od kabli różnego rodzaju, zaś mój obładowany jest książkami, zeszytami, notatkami, a już zawsze na nim leżą mapy. Zapewniam, że to najbardziej pojemny stolik na świecie. Wiem, co mówię;-) Dziś pościągałam z niego cały swój i męża dobytek;-)




        Długo kombinowałam, co zrobić z miejscem na szafach. Chciałam wiklinowe kosze, ale po namyśle odpadły, bo są odkryte i kurzy się w nich wszystko. Zresztą wiadomo, ile kosztuje wiklinowy kosz, a ja potrzebowałam kilka do kilkunastu sztuk. Stanęło na kartonowych pudłach. Są duże, tanie, jak barszcz i jednakowe, co ma dla mnie znaczenie, bo denerwuje mnie, kiedy każde pudło jest z innej parafii.

        Nie było oczywiście takiego deseniu, który by mnie zadowolił w stu procentach, ale jak znalazłam te w paseczki, uznaam, że ostatecznie dają radę i zakupiłam sztuk 14. Trzy dałam dziewczynkom do pokoju, osiem powędrowało na szafy w sypialni, a reszta na regał. Pudła okazały się nieocenione. Aż trudno mi czasem uwierzyć, że trzymam w nich tyle i takie rzeczy. No, ale pudła tak już mają, zresztą takie jest ich zadanie, ukryć, schować, przetrzymać, ile się da;-)


 

        Szafy bez dna. Niestety moja się nie domyka, a i tak nie mam co na siebie włożyć;-) Znacie ten temat?







         Regał też za swoje dostaje. Musi udźwignąć wszystkie skarby i kilogramy dokumentów, książek, gazet, moich pomysłów. W kartonach trzymam albumy ze zdjęciami oraz ogromną ilość map. Albumy mam nadzieję kiedyś wymienić, bo są hmmm...paskudne. A zdjęcia zasługują na ładne otoczenie. Póki co, leżą w kartonie i nawet muszę przyznać, że są tam bezpieczniejsze, niż gdziekolwiek indziej.

     Parter regału, I piętro i II piętro to skarby, nad nimi moja praca, a nad pracą katalogi z Ikei, a jakże... :-) Górny karton jest wypełniony mapami i przewodnikami. Najczęściej ściągany i tak się zastanawiam, dlaczego ja go nie dam niżej. Człowiek to dziwne stworenie jednak jest.



      Wielu ludzi pyta mnie o baldachim nad łóżkiem, po co itd. A ja odpowiadam krótko, że to najpraktyczniejsza i najbardziej potrzebna rzecz, zwłaszcza latem i jesienią, kiedy te francowate muchy i komary chcą nas koniecznie zjeść. Śpimy przy otwartym oknie, te wszystkie środki elektryczne na komary (takie do kontaktu) działąją świetnie, ale i tak zawsze jakaś jedna paskuda wleci nad ranem i siada na nosie, jak wściekła. A my, żeby się nie denerwować, zarzucamy tylko baldachim i śpimy dalej. Tak samo bywa wieczorem, bo zanim padnie od środka na komary to, co ma paść, to my sobie baldachim zarzucamy i zasypiamy spokojnie. Taka rola baldachimu.





          Jak na osobę, która ma sto pomysłów na minutę przystało, dziś na tapecie, a raczej na palecie...farby. Wystarczy czymś ruszyć w tym domu, zaraz chętnych więcej. Moje córki to sportowe duchy, ale jak to dziewczyny...lubią sobie czasem artystycznie podziałać. Jak mama maluje, to i one muszą. Jak one malują, to mama czasu nie ma wiecznie. Malowanie uspokaja mnie tak samo cudownie, jak wyszywanie krzyżykiem. Czysta przyjemność:-)





Moje przyborniki na pędzle, ołówki i długopisy. Za darmo oczywiście. Najpierw jednak trzeba zjeść sałatkę z groszkiem i kukurydzą. Chyba, że ktoś woli coś słodkiego, to może opędzlować brzoskwinie z puszki. Potem tylko trzeba umyć puszkę, obwiązać tasiemką i gotowe.



        A to drugi regał. Ten dźwiga same książki. Jednak muszę kupić chyba jeszcze jeden, bo nadal wiele książek w kartonach czeka.
       Na regał bije światło z łazienki. Nasza sypialnia jest z łazienką i to najfajniejszy pomysł, jaki mieliśmy wybierając dawno temu projekt domu. Jak tylko ją skończymy, pokażę. Póki co, korzystamy w łazienki ogólnej, ale kolejne marzenie do spełnienia to zakończyć temat naszej i tylko naszej łazienki.




         Muszę przyznać, że uwielbiam swoją sypialnię. Jest spokojna, cicha i tylko nasza. Mimo to, będzie musiała przejść metamorfozę i to dosyć szybko, bo ja z tych niecierpliwych ludzi jestem. Wreszcie pozbędę się tego stołu. A ponadto zasłon, narzuty, tapety. Mam plan, ale jeszcze jest w fazie przygotowań.
O właśnie, dziewczyny, a może Wy macie jakieś pomysły na moją sypialnię? Będę wdzięczna za każdy pomysł i podpowiedź. Piszcie, co byście zmieniły, jaki kolor zasłon, narzuty, co zamiast tapety.

        Jutro przyjadą wielkie blaty biurkowe dla dzieci prosto z Ikei, więc ja odziedziczę po córce biurko. Ale czasy, rodzice dziedziczą po dzieciach. Świat się przewraca do góry nogami;-)




  A poniżej artystki ze spalonego teatru;-) Podobno ma być kiedyś wiosna, więc tulipany malowałyśmy. Zaczęłyśmy od czerwonych, a skończyłyśmy na żółtych. Potem wygoniłam artystki do łóżek, bo jutro zawody pływackie mają. Trzeba się wyspać, żeby w basienie nie zasypiać;-)




        Kwiatem ludzi spod znaku bliźniąt jest tulipan. Mój jest czerwony. Chyba go sobie oprawię, ku pamięci. A co tam...








Życzę wszystkim miłej niedzieli, fajnego, dobrego tygodnia. Przesyłam uściski i tulę wszystkie zamrzluchy, które czekają na wiosnę:-)




niedziela, 17 lutego 2013

Niespodziewane zakupy...Oj, podstępna IKEA...



        Nie byłam w wojsku, ale potrafię się zmobilizować w 5 minut i siedzieć w aucie, jeśli tylko usłyszę, że jest wyjazd do Wrocławia do IKEI. No co, wy tak nie macie? Mój mąż pęka ze śmiechu, kiedy widzi, jaka moc we mnie wstępuje, kiedy biegam po alejkach tegoż sklepu. Sama przyjemność, nawet, jeśli miałabym tylko napaść swoje oczy. Na szczęście mam taką bardzo potrzebną umiejętność. Mianowicie, potrafię robić tak piękne maślane oczy, że sama czasem nie wiem, gdzie się tego nauczyłam. Na dodatek, praktyka czyni mistrzem, więc robię te oczy coraz lepiej i z lepszym skutkiem. Wszak 13 lat po ślubie jakoś będzie w kwietniu. Nazbierało się tej praktyki;-)




       Pojechaliśmy po blaty - biurka do łóżek piętrowych dzieci. Był to ekspresowy i nieplanowany zryw. Pogoda fatalna, deszcz, mgła. Na trasie się okazało, że co kawałek jakiś wypadek i objazd. Wszystko wskazywało, że lepiej zawrócić i siedzieć w domu przy kominku. Jednak uznaliśmy, że nigdzie się nie spieszymy i spokojnie dojedziemy. To tylko 70 km;-)
       Na miejscu okazało się, że ludzi, jak mrówek, ciasno, gorąco. Wszak sobota, więc czego mieliśmy się spodziewać? Oczywiście nie kupiliśmy tego, po co jechaliśmy. Blaty były niedostępne, a nie ściągają z innych sklepów, bo już nie chcą zapychać się towarem przed otwarciem nowej IKEI (ponoć największej w Polsce). Wkurzyłam się troszkę, bo do innej IKEI mam 200 km. Na ratunek przyszedł kolega, który kupi dla nas te blaty i przywiezie za 2 tygodnie, bo kursuje często na trasie Legnica-Poznań. Chwała mu za to. Moje dziewczyny tyle już czekają i marzą o tych wielkich blatach, że będą szczęśliwe na maksa. Ja też, bo wreszcie będę mogła zwinąć starszej córce dotychczasowe biurko i przerobić (wiadomo :-)) na swoją modłę. Oj, doczekać się nie mogę.
      No tak, blatów nie kupiliśmy, ale jak na wizytę w IKEI przystało, wyjechaliśmy z pełnym bagażnikiem. Wszystko oczywiście potrzebne, wszystko się przyda...i tak dalej, i tak dalej,,,;-)

      Piękne jest to wrzucanie do wózka przedmiotów "niezbędnych", a potem ten koszmarny moment przy kasie...ile? za co? przecież nic w tym wóżku takiego nie ma. Normalka;-) Zawsze mnie nachodzi chwila wyrzutów sumienia. Na szczęście trwa 2 sekundy. Potem jednak przychodzi chwila wypakowywania w domu tych wspaniałości różnego kalibra i radocha, jak u dziecka małego. Taka zwyczajna babska radość. Niesamowicie przyjemne:-)



No, ale spójrzmy trzeźwym okiem...

-ścierki kuchenne za 7.99 ( te biało-niebieskie, tradycyjne ikeowskie, nie dość, że fajne i ładne, to taniocha, bo 4 ścierki za 7,99) Jeden komplet dla mnie, drugi dla przyjaciółki;
- durszlak biały plastikowy (dla przyjaciółki), no i komplet 2 misek (prezenty są z góry usprawiedliwione);
-malutka patelnia na jajko sadzone (denerwowało mnie brudzenie dużej patelni na jedno lub dwa jajka, a moje dzieci tak często jedzą różne potrawy, jedna chce jajo, a druga płatki i na odwrót);
-patelnia do naleśników, które robię tak często, że żal patrzeć, jak palą się wszystkie moje patelnie (miałam już dwie różne, ale były tak beznadziejne, że nadzieja w tej z IKEI, do trzech razy sztuka...); jak się sprawdzi kupię jeszcze jedną, bo ja zawsze z naleśnikami lecę na dwie patelnie;-);
-zasłona do kabiny prysznicowej (ta, która wisiała to już wisząca porażka była, dlatego z wielką ochotą wyrzuciłam i wymieniłam na nową); a muszę tu dodać, że z jednej zasłony mam zawsze dwie, bo przecinam wzdłuż, obszywam i już. Mam wąskie wejście do murowanej kabiny prysznicowej, więc tak szeroka zasłona nie wysychałaby prawidłowo, a poza tym jeszcze by się ktoś w niej zagubił, zawinął i zniknął;-);
-prześcieradła (rany boskie, te stare wołały o tak wielką pomstę do nieba, że wyrzuciłam, jak tylko rozpakowałam zakupy), tak więc 2 prześcieradła do naszej sypialni i po dwa dla dziewczyn;
- pościel (i to jest najlepsze, bo najtańsze, a  i  muszę przyznać, że od lat używam pościeli z IKEI i sprawdzają się najlepiej), zatem po komplecie dla dziewczyn i jeden komplet dla mnie i mężula, w tym samym deseniu;
-poduszki ( 2 sztuki, te takie anatomicznie dopasowane do śpiącego na boku lub na plecach, my je używamy trzeci rok i nie umiemy spać już na innych, a że naszym dzieciom obiecywaliśmy od długiego czasu, że kupimy,  nie dało rady inaczej, jak tylko kupić);
-pudełka kartonowe małe na przechowanie skarbów dwóch małych dziewczynek (muszą takie mieć, prawda?), a mnie już denerwuje to, że zbierają swoje skarby i różności do pudełek po butach różnego rodzaju, wszystko byłoby ok, gdyby było schowane, ale jest na widoku. Wygląda strasznie nieestetycznie. Powiedziałam stop, żadnych pudełek po butach, no i kupiłam po dwa dla każdej, kartonowe pudełka, beżowe, neutralne. Chętnie kupiłabym takich ze 20 sztuk...
- komplet pojemników plastikowych (chyba 17 sztuk), najróżniejsze pojemności. Uwielbiam je i kupiłam poraz drugi, bo baaaardzo przydatne (w domu, pod namiotem, w pracy męża), no i właśnie...poprzedni komplet "dostał" nóg i nie ma go. Ktoś mówił, że pełno takich pudełek u męża w pracy, ale jakoś moje Kochanie nie kwapi się z przywiezieniem tego do domu, więc kupiłam nowy komplet za 15 zł;
-pościel z punktu z przecenionymi artykułami, pewnie z ekspozycji była, ale czyściutka, nic jej nie dolega. Jest w cudne biało-czerwone drobne prążki i będzie u mnie obrusem przez całe lato na tarasie, a właściwie dwoma obrusami, na zmianę, natomiast z poszewki poduszki coś się wymyśli, może serwetki z tego uszyję, będą ślicznie wyglądać takie cztery serwetki na białym z kolei obrusie:-);
- ozdobne kółko niebieskie z materiału ( 5 zł, a radości wiele ), patrzyło na mnie takie smutne przecenione, to wzięłam, przygarnełam i mieszka z nami;-) Póki co, biegam z nim po domu, ale najlepiej mu obok wielkich świeczników, póki co...;-)
- 2 duże kołonotatniki, pięknie oprawione, dla dziewczynek (zakochały się w nich) - cena 4,99, żałuję tylko, że nie kupiłam ich więcej;-)
-książka  - album BILLY (piękny album z mnóstwem ciekawostek o IKEI, o świecie i poprostu o najbardziej znanych regałąch BILLY) - cena 1,99, więc musiałam kupić, bo normalnie kosztuje 19,99
- regał na książki  (najważniejszy zakup, bo codziennie od 6 miesięcy gryzą mnie wyrzuty sumienia, kiedy patrzę na książki ułożone w sypialni na podłodze, na których osiada kurz. Kocham książki i nie mogłam już dłużej patrzeć na ten kąt w sypialni. Regał kosztował 69,00, a do tego 2 sztuki półek nad regał po 7 zł i wsporniki do tychże półek po 2 zł. Musiałam kupić i już. Żałuję tylko, że jedną sztukę kupiłam. Obiecałam sobie, że będzie też drugi regał i to jak najszybciej. Jak go jutro skręcę i ułożę książki, to pokażę:-)
- jedyną fanaberią ze wszystkich tych "niezbędnych" przedmiotów jest biała ażurowa patera, jednak co zrobić, kiedy człowiek się zakocha? Patera jest cudna, ogromna i biała (a to ma znaczenie, bo wygląda super na dębowym stole). Wszystkie 3 poziomy są rozbieralne czyli osobno je można stawiać. Wreszcie wszystkie owoce się zmieszczą;-) No i kosztowała ta patera 24,99 :-)



I to by było chyba na tyle. Prawda, że wszystko usprawiedliwione? Szkoda, że nie zdążyłam pstryknąć zdjęcia, jak to wszystko takie na kupie zwalone prosto z bagażnika. Niestety nie dało się, bo się rzuciliśmy do rozbiórki w mig i każdy się rozproszył ze swoimi zdobyczami. Teraz już tylko czekać trzeba na blaty, które były celem wyprawy, a wyszło na to, że przyjadą z zupełnie innego kierunku.



 
Dziś na tej paterze bida, ale jutro zakupy z Biedronce;-) Jemy nałogowo jabłka, banany i awokado właśnie!



Ależ ja lubię tego ażurowego cudaka! A jak się ten cudak zestarzeje, farba zejdzie, będzie wyglądał jeszcze bardziej cudnie:-) 




A to moje przygarnięte kółko - ozdoba. W pięknym niebieskim kolorze.






           Dziewczyny już bazgrolą w kołonotatnikach. Bardzo fajny papier mają te notatniki. I okładka jest bardzo ładna.

          Jak sobie przypomnę, ile tam jeszcze fajnych przedmiotów zostało, a powinno być u mnie w domku...np. klasyczne zasłony z białej grubej bawełny z wiązaniami za 79 zł komplet. Na lato, na zmianę idealne. No szkoda, że człowiek nie ma siennika pieniędzmi wypchanego;-)






           Wiadomość z ostatniej chwili! W międzyczasie sprawdziłam patelnię do naleśników. Rewelacja! Zobaczymy jeszcze za drugim i setnym razem, ale na dzień dzisiejszy super się naleśniki smażą. Pewnie kupię drugą identyczną.
            Ola robiła nadzienie z białego sera, Martusia ciasto na naleśniki, Thermomix zrobił nieziemską polewę czekoladową (uwielbiam ją za smak i gęstą konsystencję), a ja smażyłam naleśniki.
           Te naleśniki to szybka odpowiedź na zadane dziś sto razy pytanie dziewczynek: "Mamo, mamy coś słodkiego w domu?", które mnie zawsze doprowadza do szału. Dziś jednak moja odpowiedź była ekspresowa: "Nie mamy nic słodkiego, ale zaraz sobie zrobimy". No i wyszły nam naleśniki z serem i polewą czekoladową:-)
            Nie pytajcie, dlaczego tak dużo polewy... Kiedyś podam przepis na nią;-)




Ściskam ciepło i serdecznie wszystkich maniaków zakupów, IKEI, praktycznego i pięknego podejścia do życia, bo nie od dziś wiadomo, że są przeciwnicy i zwolennicy sieci IKEA, ale trzeba przyznać, że ta skandynawska filozofia życia coś w sobie ma, od ekologii poczynając, na praktyczności kończąc, poprzez piękny design. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim dobrego i fajnego tygodnia:-)