Obserwatorzy

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

W czasie deszczu Gosia się nudzi...

 

                                                                                                                                                                    Na zewnątrz szaro, buro, nijak trochę. Wieje taki wiatr, że ciarki po plecach maszerują. Byłam rano w ogródku, sama nie wiem po co. Skakałam pomiędzy kroplami gęstego deszczu, ale i tak zmokłam. Stwierdziłam tylko,  że przy tej pogodzie przynajmniej moja rzodkiewka posadzona jakiś czas temu czuje się świetnie. Leje drugi dzień i to tak solidnie. Co tu robić...
        Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna. Zrobimy pączki i masło czekoladowe. A co tam. Niech poniedziałek będzie na słodko. Zresztą, inaczej sobie nie wyobrażam. Życie zbyt krótkie i kruche jest, żeby nie pozwalać sobie na chwilę słodyczy, zwłaszcza przy takiej pogodzie;-)


Muszę przyznać, że cała moja rodzina do trzech pokoleń wstecz uwielbia te pączusie. Z trzech powodów...są małe, tak na raz, na dwa razy do buzi i po pączku, są domowe, no i z nadzieniem z płatków róży. Mój teść trzęsie się dosłownie, jak słyszy, że będę pączki robiła i wiem już, że tego samego dnia przyjedzie do mnie ze swoją konfiturą z płatków róży. Robi ją od lat. Pisałam kiedyś przy okazji postu z muffinkami z różą (tutaj). Jest boska, smakuje cudownie, a pachnie jeszcze lepiej. Czasem przyłapuję męża mojego podstępnego, jak wyżera ze słoiczka łyżką właśnie konfiturę z róży. Niestety, "wyżera" to właściwe słowo;-)
Często robię pączusie z konfiturą z pigwy, ale już mi się całe zapasy skończyły. Pigwę dostaję od teścia całymi skrzynkami, ale wiadomo, że dużo odpada przy przeróbce. Poczekać trzeba do jesieni:-) Postaram się być cierpliwa;-) Hmmm....tylko, jak to zrobić?



Znam osoby, które jak słyszą o robieniu pączków w domu, to mdleją. I słyszę, że to czasochłonne, pracochłonne i inne tam takie... 
Ja wiem jedno, jak mam robić pączki pod presją, że muszę, bo dziś tłusty czwartek, to się odechciewa i nie cieszą wcale. Lubię pączki, ale smakują, gdy zrobię je z chęcią, z miłością i wielką ochotą. O tak, wtedy smakują bardzo, bardzo, bardzo:-)
Te, które usmażyłam dziś, są moimi ulubionymi, bo bez wysiłku, bez marnowania czasu i w sam raz na taki dzień. 
Za chwilkę podam przepis, ale wcześniej chciałam zaprosić Was na kawę z pączusiem. Starczy dla wszystkich, bo wychodzi dużo tych małych, okrągłych "cudaków". A jak zabraknie, to chwila i robimy następną partię;-)  No to dziewczyny, wsiadać w auta, pociągi, samoloty...najlepszy pączek, to świeży pączek:-)




A oto przepis:  Wiem, wiem, że znów thermomix, ale ja nie mam czasu na zabawy przez pół dnia. Dlatego, aby ułatwić życie sobie i mojej rodzinie, kupiłam go ładnych parę lat temu i służy wiernie. Łatwo, szybko, bez wylewania łez i potu;-)
Zresztą, dziewczyny ja robię pączki, a Wy przyjeżdżacie na gotowe:-)

Składniki:

  • 50 g drożdży
  • 70 g cukru
  • 200 g mleka
  • 80 g margaryny
  • 4 żółtka
  • 500 g mąki
  • szczypta soli
  • 2 łyżki spirytusu
  • tłuszcz do smażenia (ja zawsze smażę na oleju)
Wykonanie:

  • cukier, drożdże, mleko, żółtka i margarynę podgrzać w naczyniu miksującym - czas 1 min, temp. 37 stopni C, obr. poz. 5
  • dodać mąkę i sól, wyrabiać - czas 2 min, obr. poz. Interwał
  • dodać spirytus i dalej wyrabiać - czas. 1 min, obr. poz. Interwał
  • ciasto zostawić w naczyniu, aż podwoi objętość
  • następnie rozwałkować na grubość 1 cm, miarką MT wycinać krążki
  • nadziewać dowolnymi konfiturami (u mnie dziś róża), zlepić, uformować i smaży c na rozgrzanym tłuszczu, kładąc klejoną częścią do góry, aż się zrumienią
  • wyłożyć na papierowy ręcznik i posypać cukrem pudrem






 A teraz najlepszy, najsmaczniejszy, krem-masło czekoladowo-orzechowe. To, że lubię masło czekoladowe, zwłaszcza do naleśników (pycha!), to jeszcze nic. Ale to, jak to masło lubi mój mąż i dzieci, to już opisać się nie da. Wiadomo, że wszystkie te kremy czekoladowe ze sklepu zbyt zdrowe nie są. Jeśli jednak wiem, co wkładam do środka i patrzę, jak to wszystko się pięknie miksuje, podgrzewa i pachnie,  to moje wyrzuty sumienia są mniejsze. Masło robi się ekspresowo. Przy jego robieniu trzeba walczyć jednak z silną, a raczej ze słabą wolą. No cóż...dobrze, że robię je tylko 2-3 razy w miesiącu.

   Nie przepadam za kanapkami z takim masłem, choć dzieciaki owszem. Jednak uwielbiam np. naleśniki albo gofry posmarowane takim cudem, bo smakują naprawdę bosko:-)

          Jeśli chodzi o orzechy użyte do tego przepisu, to akurat dziś miałam orzechy laskowe, ale częściej  w domu są orzechy włoskie. Cały czas się sprzeczamy, czy masło lepiej smakuje z orzechami włoskimi czy laskowymi. Obie wersje są oczywiście doskonałe:-)  Masło jest aksamitne, ma wspaniałą konsystencję i zapach prawdziwie orzechowy.  Polecam  wszystkim łasuchom. Myślę, że to jest zdrowa wersja. Kiedyś zrobiłam z czekoladą malinową. Było pyszne. W sumie, to można kombinować i dodać coś "swojego".







Przepis na masło czekoladowo-orzechowe:

Składniki:

60 g orzechów laskowych lub włoskich
100 g czekolady
100 g chałwy
90 g cukru (daję trochę mniej)
1 MT mleka w proszku (czyli miareczka 100 ml)
70 g masła
1 MT mleka ( czyli 100 ml)


Wykonanie: 

orzechy, czekoladę, mleko w proszku, chałwę zmiksować - czas 20 sekund, obr. poz. 10

nałożyć motylek, dodać cukier, mleko i masło, ucierać - czas 4 min, temp. 60 stopni C, obr. poz. 2

wyjąć motylek, zmiksować - czas 6 sekund, obr. poz. 5-6





          Zaraz moje dziewczyny wrócą ze szkoły. Będą mieć niespodziankę:-)

Jeśli jutro zaświeci wreszcie słońce i będą warunki do robienia zdjęć, pokażę Wam, jak zmienił się mój salon i kuchnia. Przedpokój też dostał nowy kolor. Ale same zobaczycie;-) Malowaliśmy kilka dni, ale warto było się pomęczyć.

      Ściskam Was mocno i cieplutko. Biegnę teraz posiać kilka ziół do doniczek. Może jutro pokażę również, jak te, które wcześniej były wysiane pięknie wyrosły. W maju powędrują do gruntu. Już się doczekać nie mogę.

                                                                           Pa, pa, buziaków 102!