Zakochałam się w nim, zanim go jeszcze kupiłam. Widziałam wiele razy na jakichś blogach czy w gazetach wnętrzarskich te manekiny, ale nawet nie wiedziałam, gdzie takiego cudaka mogę kupić. Marzył mi się od dawna. No i mam gagatka od kilku dni! Nacieszyć się nim nie mogę. A było to tak...
Pojechałam z mężem do Legnicy po jakieś zakupy. Postanowiliśmy jednak, że nie chce nam się przepychać z wózkiem sklepowym przez regały i tłumy ludzi. Poszliśmy zatem pospacerować sobie po dawnej okolicy. Niedaleko zresztą miejsca, gdzie mieszkaliśmy zanim wybudowaliśmy nasze gniazdko na wsi. Stwierdziliśmy, że przez te 2 lata coś się nawet pozmieniało. Idziemy, idziemy, aż tu nagle widzę jakiś ładny butik, piękna wystawa, fajne ubrania. Mówię do męża, że wejdziemy, bo chyba to jakiś nowy sklepik. Weszliśmy. W środku pięknie. Wystrój, jak się patrzy. Okazauje się, że to butik z używaną odzieżą i nie tylko. Zamurowało mnie, bo było tam naprawdę elegancko. Przemiła dziewczyna za ladą uśmiecha się pięknie, bardziej do mojego męża niż do mnie, ale co tam...ja czuję, że ktoś mnie woła i patrzy na mnie. Zaglądam przemiłej właścicielce przez ramię i jestem w szoku. Wołam...Maćku, zobacz! A mąż: co takiego? Manekin! Jakbym zobaczyła ósmy cud świata. Manekin wołał do mnie: kup mnie, zabierz mnie stąd do dosiebie... Mój mąż zna ten wyraz twarzy u mnie, błysk w oku i wie, że wówczas nic i nikt mnie nie powstrzyma. Mój akrobata kosztował 6 zł. Mąż się uśmiał, ze za 6 zł tyle radości mi można sprawić. Owinęłam drewniaka mojego w apaszkę, położyłam wygodnie w torebce, zapłaciłam i z uśmiechem od ucha do ucha pożegnałam sklepik. Przemiła pani-właścicielka chyba nie zrozumiała mojego uwielbienia dla nowego nabytku;-)
Gdybym tylko miała więcej czasu, mogłabym mu się przyglądać bez końca, ćwiczyć wszystkie pozy i wyginać nim do granic możliwości. Wiecie co, on na sto procent jakiś sport uprawia. Chyba jogę:-)
Stoi sobie na komodzie w salonie. Komody przewędrowały w inne miejsce i troszkę się pozmieniało w salonie. Ale o tym kiedy indziej, bo jeszcze nie wszystko jest gotowe.
A niżej mój ulubiony druciany kosz na koce. Koc na spodzie jest ogromniasty, rzadko używany. Natomiast te dwa niebieskie w ruchu są non stop. Zawsze pod ręką. Kiedy tylko zmarznę, ręka wędruje za kanapę i za moment już cieplej się robi. A druciany kosz służył nam do tak wielu rzeczy, ze powinien dostać jakiś medal za wysługę lat czy coś takiego.
Kosz, bluszcz i inne tam widoczne "cosie" pozwalają mi wierzyć, że nasza suczka Lady nie będzie już swym wielkim, czarnym, mokrym nochalem mazać szyby w oknie. Zobaczymy:-)
super masz facetów, co z tego ,że jeden z nich drewniany ale za to jaka rzezba miesni he he he. Koszyk druciany jest fantastyczny , jakbym taki miała to pewnie bym z nim latała po wszystkich kątach i ciagle zmieniała jego zastosowanie. no ale go nie mam więc nie latam. Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia Ci zyczę.:-)
OdpowiedzUsuńNajfajniejsza jest ta radość :))
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam, jak się cieszysz :)
Manekin superowy.
Ada
A ja u Ciebie za oknem widzę piękny ogród, nawet nie wiesz jak bardzo marzę o tym żeby usiąść i wypić kawkę latem właśnie w takim miejscu. Czekam, może wreszcie doczekam się białego domku z białymi okiennicami:)A manekin jest naprawdę słodki, ściskam Cię!
OdpowiedzUsuńOjej manekinek nie woła do mnie jak do Ciebie, ale za to ten kosz na koce owszem, jest super:)
OdpowiedzUsuńKiedyś ( co prawda dawno temu, możnabyło kupić takie manekinki w Ikei... obecnie czasem widuję je w sklepie z materiałami dla plastyków - jak ktoś z Wawy to na ul, Mazowieckiej można szukać obiektu westchnień )
OdpowiedzUsuńKosz uroczy, taki podręczny pomocnik- myk rączką i już jest ciepło !!!
Buziaki dla Milchaliny jest cudna !!!!!
Pozdrawiam Agnieszka
Małgosiu, już wcześniej miałam do Ciebie napisać, bo zaciekawił mnie Twój komentarz na jakimś blogu. W odpowiedzi czy pada śnieg, napisałaś, że jesteś ze stolicy ciepła (czy coś w tym stylu) i jakoś fajnie mi się zrobiło bo ja też niedaleko mam do Legnicy. Od tamtej pory jak czytam Twój blog czuję, że to wszystko jest takie, bardziej namacalne. Co do manekina, to też mam takiego, podobały mi się od dawna, ale także mojemu synkowi i kiedyś wyprosił sobie go w prezencie ale w przeciwieństwie do Twojego mój kosztował ok. 40 zł. teraz w tym samym sklepie widziałam jego młodszego brata, mniej więcej o połowę mniejszy, ale cena nie adekwatna do wielkości, chyba 30 zł. Tak, że Ty naprawdę tanio zakupiłaś przystojniaka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW allegro można kupić,ale co tam byłoby za łatwo. Ten ma chociaż super historię. Fajnie,że go upolowałaś.
OdpowiedzUsuń6 zł?! To normalnie prawie jak za darmo! Ja widziałam u mnie w sklepie plastycznym takie, ale ceny przyprawiają mnie o zawrót głowy :) Super Cię się okazja trafiła! Co do kosza, to super pomysł z tymi kocami.
OdpowiedzUsuńPozrawiam ciepło!
ale fajna historia. Kkazuje się, że masz kolejny talent, tym razem literacki:) manekin oczywiście bardzo fajny a i kosz wspaniały. Zastanawiam sie czy Lady nie użyje sowjego noska żeby dojść do okna... Ja dzis tez zrobiłam pewien mały zakup i wyobraź sobie, że miałam ten sam błysk w oku. Dobrze jest sie cieszyć nawet najmniejszym drobiazgiem. Czekam z niecierpliwością na fotki ze zmianami, ciekawe gdzie stolik powędrował?
OdpowiedzUsuńWitaj Gosiu!Bardzo ciepły jest Twój blog. Postaram się wpadać tu jak najczęściej. Pozdrawiam serdecznie! Pati
OdpowiedzUsuńGosia! Gdzieś Ty była zanim znalazłam Cię tutaj?:) Wpadłam po uszy czytając i oglądając zdjęcia! A manekinowa historia rzuciła mnie na kolana:))) Pozdrawiam serdecznie ze wschodu Polski!
OdpowiedzUsuńGosiu, mój prof w szkole mówił "mała rzecz a cieszy" i jak mało kiedy okazało się,że facet miał rację :) "Przemeblowania" to Twoje drugie imię -popatrz mamy takie samo:))) pozdrawiam Marta
OdpowiedzUsuńozdóbka fajowa
OdpowiedzUsuń