Obserwatorzy

czwartek, 30 maja 2013

Myślami jestem gdzieś tam...czyli ogrodowa medytacja.

       
         

          No tak, pogoda zdecydowanie niewyjściowa. Pada za oknem od samego rana. Szare, bure, brzydkie  niebo. Przynajmniej zielono na tarasie. Jak okiem sięgnąć, wszędzie zielono. I tak ma być, bo jest maj. Wiadomo, że lepiej by było, gdyby świeciło słońce i termometr wskazywał 26 stopni ciepła, ale przecież i padać kiedyś musi. A wiadomo, że po deszczu zawsze wychodzi słońce. I w życiu i w przyrodzie tak jest. 
         Jestem chora od ładnych kilku dni i najgorsze jest to, że nic, a nic nie chce mi przejść. Miało być lepiej, a wcale nie jest. Wręcz odwrotnie. Najgorsze, że ciągle boli. Staram się czymś zająć, żeby nie myśleć o bólu, który gdzieś się wbija i wyjść nie ma zamiaru. Ile można brać leków przeciwbólowych? No jasna sprawa, że za wiele nie można. 
          Trwa długi weekend. Miałam tyle planów, ale pogoda je pokrzyżowała. Miałam cały dzień spędzić w ogrodzie, który próbuję doprowadzić od kilku lat do stanu...hmmmm....ładnego. Jestem pewna, że kiedyś spełni się moje marzenie i będę miała ogród, o jakim marzę. A marzę o ogrodzie swoim. Nie jakimś "wyjętym z żurnala", ale takim swoim. Od pięciu lat zbieram różnej maści roślinki i sadzę, a potem czekam i podziwiam, jak rosną, przesadzam, dzielę, dosadzam i tak w kółko. Kiedyś już pisałam o tym, jak bardzo lubię grzebać w ziemi. Ale napiszę raz jeszcze. Lubię grzebać w ziemi. I żadna ze mnie rolniczka-ogrodniczka. Ja po prostu uwielbiam stan ogrodowej medytacji.

 


        
      Mnóstwo jest na świecie ludzi, którzy mają i kochają swoje ogrody. Spędzają w nich czas. Są ogrody małe i wielkie, są działki tzw. ROD dla mieszkańców miast (niesamowita sprawa i cudowna idea od dziesiątek lat), w końcu są ogrody pałacowe, wielohektarowe, którymi opiekuje się sztab ludzi. I nieważne, czy ma się ogród czy ogródek, czy rośnie w nim sama trawa, chwasty w pełnej krasie, czy też wygląda cudownie wzorowo, pod kreskę, zaprojektowany przez specjalistę. Ważne, że się go ma, że się go lubi i chce się w nim być. 
        Znam ludzi, którzy posiadają ogród zaprojektowany przez specjalistę, idealny wprost. I gdyby jeszcze z niego korzystali czy choćby sami podziwiali...Skądże. To ogród, który podziwiają goście, znajomi. Do tego ogrodu raz na dwa tygodnie przyjeżdża pracownik firmy pielęgnującej ogrody i robi swoje. Mieszkańcy domu płacą za pracę firmie i tyle. Tak wygląda kontakt właścicieli ogrodu z ogrodem właśnie. Zabiłabym każdego, kto przyciąłby moje krzaczorki nie tak, jak ja chcę. Zabiłabym takiego ogrodnika za to, że mi się plącze pod nogami i zabiera mi całą przyjemność z biegania z sekatorem w ręku czy worem ziemi kwaśnej. I jeszcze ludzie płacą za coś takiego. No, ale wolny kraj. Każdy robi, jak mu pasuje.
      Ja należę do ludzi, którzy każdą wolną chwilę spędzają w ogrodzie. Zresztą cała moja rodzina to robi. Spędzamy tam czas nie tylko na siedzeniu i podziwianiu trawy i nieba, ale na ciężkiej pracy, która daje tyle satysfakcji, że opisać się nie da. Dzieci moje wiedzą od dawna, że jak słońce i ciepło na zewnątrz, to jemy śniadania, obiady, podwieczorki i kolacje na tarasie. Od kwietnia do października czyli pół roku. Problemem był tylko deszcz, ale właśnie w tym roku będzie to pięknie rozwiązane. I to będzie już pełnia szczęścia:-)
Nawet, kiedy będzie padał deszcz, zjemy obiad na tarasie. Wyjątek stanowi takie zimno, jak dziś na przykład. Taki mamy klimat. To nie Floryda;-) Lubię zmienność pór roku, bo to piękne. Zazdrościmy Hawajczykom gorąca, ale już tajfunów, tornad i innych zwyczajowych rzeczy nie zazdrościmy. Ja już od dawna wiem, że każda nasza pora roku ma urok. Taki Hawajczyk może tylko pomarzyć o jesiennych barwach lasu, o szadzi na roślinach. My mamy to co roku:-) I tak jest pięknie.


















        Wracając do ogrodu, nie trzeba w nim pracować codziennie. I to jest najpiękniejsze. Można do niego wyjść, podumać, poudawać, że się pracuje. Ubrać rękawice i tak sobie pochodzić. Albo usiąść, zadumać się nad jednym źdźbłem trawska i gapić się na nie godzinę lub dwie. Zatem, można pracować lub udwać, że się pracuje, myśleć lub udawać, że się myśli. Jak się już myśli, a nawet i udaje, to rezultat i tak jest taki sam. Przemyślimy sprawę lub całe życie, a oprócz tego
(i tak jest zawsze), mamy cały pojemnik wyskubanych listków, trawska zarastającego nasze rośliny, przekopane pół ogrodu, posadzonych 20 roślin itd. Już nie wspomnę o korzyściach fizycznych (dotlenienie) i psychicznych. Do tego, całe zmęczenie, które pozwala czuć ogromną satysfakcję, jest nieocenione. Im więcej się zmęczę czyli napracuję, tym większą satysfakcję mam. Praca umysłu podczas tzw. "jałowego biegu" czyli podczas obserwowania jednego listka klonu palmowego czy uwijania się trzmiela w pocie czoła nad lawendą, jest bardzo ważna. Niby umysł odpoczywa, a jednak na zwolnionych obrotach, wypracowuje to, co wypracować. Jakaś tam przypadkowa refleksja lub zaskakująco cudowne rozwiązanie problemu, wpadnie do głowy i już. Dlatego właśnie mam dom z ogrodem, a telewizor mam ochotę wynieść na śmietnik lub oddać komuś, kto potrzebuje go zdecydowanie bardziej niż ja. Dziś wspólnie z mężem doszliśmy do wniosku, że gdyby w naszym domu nie było telewizora, to chyba byśmy nawet nie zauważyli tego. Mamy za to dzieci w wieku, w którym nie bardzo da się wytłumaczyć niektórych rzeczy. I telewizor jest, bo codziennie o 20.00 leci jakiś serial młodzieżowy "Wioletta", który to jest hitem nad hity. Dzieci nie rozmawiają o niczym innym w szkole, no przynajmniej dziewczyny. Dobrze, że moje dziewczyny mają codziennie treningi, bo nie siedzą całe dnie na kanapie:-)







       Kiedy jestem w ogrodzie, nie interesuje mnie, ani sława, ani pieniądze, bo tak naprawdę przyszłam tu, aby się dotlenić, odpocząć, poukładać na nowo różne elementy swojej osobowości w jakąś całość, jak się uda, to sensowną;-) A ponadto, ustalić hierarchię wartości, rozliczyć się z przeszłością, zaplanować przyszłość, tą daleką i tą bliską. No i wyciszyć się, rzucić ból i cierpienie w trawę, a potem to przemyśleć i ocenić na spokojnie. Do ogrodu nie idę, aby rekultywować sam ogród, a siebie samą. Ogródek jest na drugim planie. Choć wiadomo, że podczas dokonywania się przemian umysłu, nieświadomie dokonuje się przemiana ogrodu. Pod koniec okazuje się, że nieświadomie zrobiliśmy tak wiele, że chyba to nie my, a krasnale wyszły spod kamieni;-) I to jest właśnie medytacja. Leczy, pomaga i wyzwala. Trzeba jednak być ostrożnym w takim medytowaniu ogrodowym, bo medytacja jednym pomoże, ale innym może zaszkodzić. Myślę, że trzeba być silnym i mieć wiele odwagi, by zaglądać w głąb siebie. 
      Pozdrawiam wszystkich kochających swoje ogrody. Namawiam do medytacji i zaglądania, jak nie w głąb siebie, to przynajmniej w głąb grządki. I nie trzeba się bać, ani jednego, ani drugiego.
Najpiękniejsze jest to, że wcale nie musi to być koniecznie ogród. Niezastąpiony jest balkon, parapet okienny, na którym rosną nasze zioła czy cokolwiek zielonego;-)
        Patrzę za okno i widzę, że pada nadal. A niech pada. W końcu zawsze po deszczu wychodzi słońce:-)



      
      
      

27 komentarzy:

  1. I za te myśli i przekonania od początku Cie uwielbiam.Za ta zwyczajnosć i podobność naszą:)
    Czytając twojego posta dzisiaj po napisaniu mojego...tematycznie podobnie:) myslimy:) Dobrze że ALAN tez na treningach 3x w tyg bo caly dzien na kanapie:)spędzony byłby na niczym.
    Fajnie napisane podzielam zdanie i myśli.Więcej fotek z tarasowni waszej prosze!!!!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj... Jestem u Ciebie pierwszy raz, ale czuję, jakbym spotkała pokrewną duszę... Czytając Twojego ostatniego posta, czuje sie jakbym czytała własne myśli... Życie mnie zmusiło jakiś czas temu do rozstania z moim prywatnym ogrodem i jedyne miejsce do gdzie moge sie wyżyc to balkon... Serce mi pęka na myśl, że moje lawendy cieszą juz inne oczy a moje kosztele smakują już komuś innemu... Ale nic to... Może jeszcze kiedyś będzie mi dane...Bardzo mocna Cie pozdrawiam i łączę się z Tobą w uwielbieniu dla każdej ogrodowej chwili... Buziaki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, witam Cię serdecznie w moim świecie. Cieszę się, że jesteś tutaj razem ze mną. Szybko biegnę teraz do Ciebie, bo jestem bardzo ciekawa, kim jesteś i co u Ciebie słychać:-)

      Usuń
  3. przepiękny masz ogród :) mam nadzieje, że mój za pare lat bedzie wyglądac podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. cudne zdjęcia ogrodu... :))))))) świetny post i to jak napisałaś to wszystko...za to wielkie brawa:)
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie Gosiu!! Już widzę, że ogród będzie wspaniały..
    Zdrowiej kochana, przesyłam uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gosiu, Twój post czytałam jak piękną opowieść. Faktycznie czuć tę Twoją miłość ogrodową. To cudownie, że masz na świecie takie swoje miejsce gdzie znajdujesz radość i ukojenie! Twój ogród jest piękny, rośliny wspaniale się rozwijają. Czekam na zdjęcie ogrodu z szerszej perspektywy, jestem ciekawa jak on wygląda tak całościowo.
    "Wioletta" powiadasz? Hmmm... jak ja jestem do tyłu, pierwszy raz słyszę o takim serialu :)
    Z życzeniami szybkiego powrtou do zdrowia, Ania

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jestem pod ogromnym wrazeniem tego co pokazalas.
    I az milo czytac o milosci do ogrodu, odpoczywaniu i rozmyslaniu w nim.
    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też trochę medytuję, a właściwie to praktykuję uważność (także z naturą). piękny, zadbany ogród. pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję Wam dziewczyny za miłe słowa. To mnie dopinguje do jeszcze większej pracy, która sprawia mi radochę, jak małej dziewczynce nowa lalka;-) Całuję, ściskam Was wszystkie i lecę zobaczyć, co u Was słychać:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Gosiu, przez przypadek trafiłam do Ciebie, ale nie żałuję, gdyż mam podobne zamiłowanie do ziemi, roślin, przyrody, życia.
    Mam działeczkę, która niesamowicie odstresowuje i cieszy oko.
    Pozdrawiam gorąco. Iwona.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gosiu, Gosiu, to filozofia życia ogród... Amerykanie już wymyślili oczywiście nawet nową terapię : poprzez pracę w ogrodzie. Myślę jednak,że uprawa ogrodu nie dla każdego.
    Nie znam natomiast osoby ,której nie cieszyłoby przebywanie wśród takiej 'małej' przyrody.
    Twoje zdjęcia piękne, widać, że ogród żyje i pięknieje z sezonu na sezon.
    Gosiu, mnie nawet nie tyle zimno, co komary w tym roku przeszkadzają bardzo w tym roku. Obiadować jeszcze się da, ale wieczorem koszmar po prostu !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko prawda Aniu, co piszesz. A z komarami, jakimś dziwnym trafem jeszcze ich u mnie nie ma. A ja uczulona i starsza córka również. Wiem jednak, że to kwestia czasu;-)

      Usuń
  12. A ja marzę o takim medytowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo trafne i prawdziwe są Twoje przemyślenia. Mogłabym się podpisać z czystym sumieniem. W sumie nawet gdybyś tego nie napisała to jakoś czułam ,że tak własnie myslisz. Swój swojego z daleka wyniucha. Bardzo się cieszę , ze i Tobie ogród sprawia tyle radości i że możesz w nim utopić każde strapienie choćby na krótko. Uważam ,że ogrodnictwo to świetna terapia dla ludzi dotknietych depresjami. Ziemie oddaje człowiekowi to co ma w sobie najlepsze bo to przecież nasza matka jest.Wielkie usciski dla Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach, normalnie zazdroszczę takiego ogrodu :-) Marzy mi się chodzenie boso po trawie, picie porannej kawy przy śpiewie ptaków i leżakowanie we własnym ogrodzie (oczywiście po skończonej pracy :-) Narazie musze sie zadowolić balkonem... Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale zapomniałam życzyć Ci szybkiego powrotu do zdrowia; jeśli jesteś rekonwalescentką to dbaj o siebie, bo zbyt szybki powrót do obowiązków czkawką się odbija :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. przepiękne roślinki.. co najmniej 8 naliczyłam takich które i ja posiadam ;) zdjęcia prześliczne!

    OdpowiedzUsuń
  17. ale piękna natura ... leżeć na trawie i odpoczywać :) miłe obrazki dla oka ;)
    Zapraszam do mnie serdecznie i komentuj jeśli będziesz miała ochotę:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiem o czym piszesz, żadnego dekoratora w domu, żadnego ogrodnika w ogrodzie. Nierówne klomby, krzywe rabatki, wyżarte przez ślimaki liście, złamane krzywo gałązki. Kwiatki przywiezione od cioci, krzaczki uszczknięte sąsiadom...to wszystko moje, to wszystko sama. Te bolące wieczorem plecy i podrapane dłonie...i pomyśleć, że wychowałam się na 7 piętrze wieżowca i miałam dwa kaktusy na parapecie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej, u Ciebie ślicznie jest :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pięknie piszesz... Ze mnie ogrodniczka żadna, ale umiem docenić serce włożone w swój kawałek ziemi, tak jest u Ciebie. Mnie się ciężko medytuje na zewnątrz, tyle bodźców... ale lubię się skupić na czymś małym, fragmencie budynku, cudnej roślinie, grze świateł i zapatrzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Pięknie Gosiu piszesz,ja na medytacje nie mam czasu ,ale Tobie szczerze zazdroszczę.Masz piekne roślinki w swoim ogrodzie i widać, że go kochasz.
    Wracaj do zdrowia i dbaj o siebie.
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziękuję Wam bardzo za ciepłe i miłe słowa. Już wyzdrowiałam i mam się świetnie. Niedługo będę pisać, co tam w mojej głowie siedzi;-) Całuję wszystkie maniaczki piękna szeroko pojętego:-):-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Gosiu,ja też nie umiem zyć bez ogrodu.Muszę kilka razy dziennie wyjsć,poschylać się,popielić,przycinać.Niedługo dojdzie do tego,że będę gadać z roślinkami:))
    Wiem o czym piszesz,bo mi takie obcowanie z przyrodą jest dobrze znane.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Prezent? Dla mnie? Chciałabym napisać niepotrzebnie, nie trzeba, ale jak już jest przygotowany to nie umiem inaczej zareagować jak HURRRRRRRRRRRRA,ale tak na poważnie to nie trzeba było :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękny ogród, piękne zdjęcia i piękne kwiaty :-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, cieszę się, że jesteś i... zapraszam ponownie:-)