Hmmm...z samego rana pojechałam do pracy. Dziewczyny, z którymi pracuję są świetne (oj, lepiej, żeby tego nie czytały;-)). Ale naprawdę są baaardzo fajne, że już nie wspomnę o przedszkolakach...sama słodycz:-) Aż się chce do pracy wstawać. Po powrocie, zrobiłam obiad, a potem 2 tony prania, jak to po wyjeździe tego typu. Usiadłam na tarasie. Upał dawał się we znaki. Gorąco i duszno. W ogródku wszystko pięknie urosło pod naszą nieobecność. Zebrałam ogórków całą masę, fasolki szparagowej jeszcze więcej i stwierdziłam, że posiedzę sobie w ciszy na tarasie. Nalałam sobie cały dzbanek wody, wkroiłam cytrynę i uznałam, że życie i mieszkanie we własnym domu, z ogrodem i tarasem jest piękne. Zrobiłam kilka zdjęć, jako, że widok cytryny i lawendy rozczula mnie zawsze i wszędzie. Taca na zdjęciach to staroć kupiony za 4 złote, oczywiście przemalowany. Służy mi absolutnie do wszystkiego. Taca powinna nazywać się "wędrowniczka", bo naprawdę wędruje od kuchni, przez salon i sypialnię, aż do spiżarni. W zależności od misji i kaprysu mojej rodziny.
Tak sobie siedziałam na tarasie, słuchałam ptaków, że im się też chciało śpiewać w taki upał... Wszystko było w porządku, ale jednak... Coś mi nie dawało spokoju. Tam, nad morzem spacerowałam po plaży, biegałam między uliczkami miasteczka, ale gdzieś z tyłu głowy jakaś myśl się kołatała, jakiś niepokój był, cisza przed burzą. Wróciłam do domu i znów ta dziwna myśl, że coś nie gra.
Wtajemniczeni wiedzą, że moja mama od 5 lat bardzo ciężko choruje, że przeszła w maju kolejną poważną operację, w czerwcu znowu (która to już?, nie pamiętam), lipiec miał być miesiącem regeneracji sił. Obie operacje wykończyły ją, i psychicznie, i fizycznie. Zbierała znowu wszystkie wyniki, ledwo dawała radę dojść na jakiekolwiek badania. Dziś usłyszała, że ma kolejny przerzut. No i właśnie...Czasami tak jest...mimo wiary i nadziei, brakuje sił...
Brakuje nam już sił, a musimy ich szukać i znaleźć je, by walczyć dalej, razem z naszą kochaną mamą, sami ze sobą, z lekarzami, z każdym dniem. Jednak mimo modlitw, wiary, nadziei...czasem brakuje sił. Dobrze, że to nie trwa długo. Zawsze się gdzieś znajdują. Nie wiem, skąd, ale znajdują się.
Najwięcej siły potrzebuję, żeby każdego dnia znaleźć te małe, ważne, fajne chwile, te radości, które łatwo zagubić w tak wielkim bólu. I o te siły się również modlę. Codziennie wyszukuję setki powodów, żeby się uśmiechać, żeby dawać uśmiech bliskim, dzieciom w przedszkolu. Wiem jednak, że nie zawsze się tak da. Przychodzi czas, kiedy trzeba poryczeć się, wylać cały żal, ból i spod spuchniętych od płaczu powiek dostrzec maleńkie światełko, które pozwala jeszcze wierzyć.
Będzie mnie teraz troszkę mniej. Zresztą od jakiegoś czasu tak jest. Raz mam lepsze dni, raz gorsze. Bywa, że boli mnie wszystko, i dusza, i ciało. Choć wiem, że moje cierpienie jest niczym w porównaniu z cierpieniem mojej mamy. Zaglądam często do Was moje Anielice kochane, widzę, co porabiacie, co się dzieje. Zaglądam, żeby oderwać się od smuteczków, żeby nacieszyć oczy i duszę. Jak dobrze, że jesteście i robicie swoje. To daje siłę i energię. Bardzo się cieszę, że jesteście. I ściskam Was mocno i tak ciepło, jak tylko potrafię.
Dziś jest ten gorszy dzień, ale wiem, że jutro będzie lepiej, będzie słońce. Jak tylko zobaczę mały jego promień, odezwę się szybko. Obiecuję...
Gosiu, nie wiem jak to się stało, że nie obserwowałam Twojego bloga...:)Jutro będę nadrabiać zaległości, a dzisiaj...życzę przede wszystkim zdrowia Twojej mamie, a Tobie wiele siły-tej fizycznej i psychicznej...Dziękuję za miłe słowo u mnie.Ściskam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńLubię do Ciebie zaglądać,tak ładnie napisałaś, czasami brakuje tych sił,trzeba pozwolić sobie czasami na słabość. Po burzy zawsze wychodzi słońce i pamiętaj, że u Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Trzymaj się kochana. Pozdrawiam cieplutko:))
OdpowiedzUsuńWitaj Gosiu.
OdpowiedzUsuńPiszesz o bezsilności i jest Ci smutno. A ja czytając Twój wpis odniosłam wrażenie, że jesteś wspaniałą SILNĄ kobietą, która potrafi patrzeć w przyszłość z optymizmem.
Życzę Twojej mamie sił i zdrowia, a Tobie Byś dalej wierzyła w to czego pragniesz.
Pozdrawiam Hania.
Witaj!
OdpowiedzUsuńDużo sił i zdrowia dla Twojej mamy i Ciebie.
Fajnie że jesteś:)
witaj:) ślicznie tutaj u Ciebie:) zdjęcia rewelacyjne i jeszcze lawenda moja ukochana w tytule Twojego bloga:) będę odwiedzać i życzę dużo sił i energii:) głowa do góry
OdpowiedzUsuńWiara czyni cuda- więc wierz z całej siły:)
OdpowiedzUsuńPomimo wszystkiego życzę Ci uśmiechu i siły:)
dzisiaj Twoja rodzina będzie też w moich modlitwach, obiecuję:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twoje wpisy, tak miło mi się z Tobą dzisiaj siedziało na Twoim tarasie a woda smakowała obłędnie. Kochana Gosiu z całego serca życzę Twojej mamie moc siły i tej fizycznej i tej wewnętrznej a Tobie również wszystkiego dobrego dużo pozytywnego myślenia, chociaż wiem jak w takich chwilach jest ciężko. Całuję Cię mocno a i zapomniałam dodać że jestem fanka Twoich kulinarnych poczynań w miarę możliwości korzystam z Twoich wspaniałych przepisów i wszystko jest przepyszne a uwierz mi moja rodzinka ma bardzo rozwydrzone podniebienie i uwielbiam Twoja muzyczkę.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, jesteście kochane. Bardzo Wam dziękuję za modlitwę, wsparcie i dobre słowo. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję. Ściskam mocno:-)
OdpowiedzUsuńGosiu pisząc ten komentarz, jestem na wysokości Twojego uśmiechniętego zdjęcia i wiesz co? Tak sobie myślę, że musicie dać radę i że znajdziecie w sobie siłę. Musi być lepiej. Choć domyslam się, że gdy leżysz w łózku, dookoła cisza i spokój to różne myśli przychodzą do głowy i wtedy serce boli jeszcze bardziej gdy zaczynasz się bać, że może kogoś zabraknąć. Ale uwierz mi, że nie powinnaś martwić się na zapas. Ciesz się tym, że dziś masz Mamę, celebruj każdą chwilę gdy z nią rozmawiasz, gdy coś Ci doradzi. Masz Mamę i to jest teraz najważniejsze, na inne myśli przyjdzie jeszcze czas i oby był dalej niż bliżej. Pomyśl sobie - jaką jestem szczęściarą, moja Mama już tyle ciężkich chwil przeżyła a nadal jest, więc i tym razem da radę. I tego Wam życzę.
OdpowiedzUsuńno i przez to wszystko nie napisałam, że zdjęcia cudne porobiłaś i że prawdopodobnie jesteś artystą fotografikiem samorodkiem i że aranżacja cytryny z lawendą na tym materiale w paski jest obłędna. I żebyś często zaglądała na bloga i odrywała sie od pochmurnych mysli. i na koniec jeszcze dodam - śpij spokojnie:)
OdpowiedzUsuńGosiu, życzę dużo siły i mimo wszystko optymizmu, będzie dobrze! Łączę sie z Tobą i Twoją rodziną w myślach!Ściskam!
OdpowiedzUsuńGosiu,trzymam kciuki za Was tak mocno,że aż mnie piąstki bolą.Chciałabym ,żeby wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi.Jak to dobrze,że potrafisz znależć jednak promyki słońca.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się!
Dodam,że miałaś niezwykłe szczęście z Ładną pogodą nad morzem.
Co do tarasu przy domu,to uważam tak samo .Można w czasie picia jednej kawy zregenerować siły,jeżeli usiądzie się w otoczeniu kwiatów,na wygodnym krzesełku,patrząc na wypielęgnowane roślinki.Nie wyobrażam sobie innego życia.
Pozdrawiam i myslę o Was.*
Wiara że będzie lepiej czyni cuda. Siły czerpiemy z przebywania z bliskimi.Życze wiary, siły i nadziei.
OdpowiedzUsuńDuzo sily i wytrwalosci zycze z calego serca.My wszystkie tu jestesmy i zawsze czekamy - moc buziakow :)
OdpowiedzUsuńGosiu ja rowniez bende sie modlila za Twoja Mamusie ;) calym sercem jestem z toba WIELKI OGROMNY CALUS ;*;*
OdpowiedzUsuńCieszę się że tu trafiłam w postach można się zatopić odlecieć :) cudownie tu u Cibie i jak wyżej piszą życzę wytrwałości i mimo smutku uśmiechu na twarzy a MAMIE by nie cierpiała i zdrowa wreszcie była gorąco tulę..
OdpowiedzUsuńWitaj! Dziś piekę ciasteczka lawendowe( mam lawendę z własnego ogródka ). I tak szukając ciasteczek lawendowych natrafiłam na Twój blog. Jest cudowny!!! Ciepły, nastrojowy!!! I do tego klimat w Twoim domu :))) PIĘKNIE!!! Optymizmu i powodzenia życzę :)))Serdecznie pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńWiem, żadne słowa nie są pociechą, często za dużo się ciśnie pytań `dlaczego???`..ale tak już jest ..Staram się cieszyć `promykami` i z zaciśniętymi zębami przemykać przez burze.. bo wiem, że kiedyś nadejdzie lepszy czas .. może nie tutaj, może nie teraz ..ale nadejdzie .
OdpowiedzUsuńMoim oddechem (poza najblizszymi) jest muzyka ..ona mnie koi,łagodzi..
Przeczytałam cały Twoj blog `od deski do deski`. Tyle podobieństw.. i basset ( uwielbiam) na to wszystko :-) I miłość do morza ( a ja szprota-żeby nie powiedzieć śledź ;-) z nad morza :-) ..
ściskam, wspieram - chociaz nie znam :-)
Iza
Dziewczyny kochane, bardzo Wam dziękuję za wsparcie i tyle dobrego słowa. Cieszę się, że jesteście:-) To bardzo ważne dla mnie.
OdpowiedzUsuńIzuniu, podziwiam za cierpliwość i wytrwałość w czytaniu. Zazdroszczę Ci morza, bo kocham je niemal tak mocno, jak góry. Nieważne, że się nie znamy. Ważne, że łączy nas miłość do wspólnych spraw i rzeczy:-) Pozdrawiam Cię ciepło:-)