Obserwatorzy

sobota, 10 sierpnia 2013

Na koniec świata i jeszcze dalej...


   

        Tak to już jest, że razem raźniej, łatwiej i weselej. Dlatego możliwe są wyprawy, i bliskie, i te dalekie. Kiedy ma się przy boku przyjaciół, można więcej i dalej. Ze zgraną ekipą można dojść na koniec świata. Można i dalej, ale my postanowiliśmy, że tym razem będzie to Masyw Śnieżnika i Góry Bialskie. Zaledwie dwa dni, ale wypełnione śmiechem, żartami, wspaniałymi widokami, czyściutkim powietrzem, słońcem, mgłą i piorunami. Kilometrów w nogach już nikt z nas nie liczy, żeby bardziej nie bolały. Dwa szczyty zdobyte - Śnieżnik w Masywie Śnieżnika i Rudawiec w Górach Bialskich. Duma rozpiera, bo dzieciaki dały radę, szły  równo z nam, i choć wiemy, że zmęczone, to jednak szły do przodu. Łatwo nie było, zwłaszcza w drugi dzień, ale co się uśmialiśmy to nasze. 





     Te dwa dni zaplanowałam dużo wcześniej ze względu na nocowanie w schronisku. Pięć osób z naszej ekipy nie mogło ostatecznie pojechać, ale w ósemkę też daliśmy sobie świetnie radę, zarówno z wędrowaniem po górach, jak i domowym winem w schronisku. Z tego miejsca chciałam przeprosić właściciela schroniska - Pana Jacka, że my to wino tak po kryjomu, ale wyjścia nie było, gdy zobaczyliśmy kartkę, że własnego trunku nie można za chiny. Wiem, że nie można, ale jak się wniesie na plecach takie pyszne wino, które zrobili nasi przyjaciele, to trzeba się ciężaru pozbyć. Zresztą, to była Panie Jacku tylko degustacja, bo jak pięć osób zasiądzie do butelki, nie da się inaczej, jak tylko podegustować ;-)
      Mam cichą nadzieję, że Pan Jacek ma po ojcu dobre serce, więc oko przymknie ;-) Zresztą na drugi dzień uśmiechał się do nas serdecznie, choć pewnie musi byc nieraz bardzo zmęczony. Prowadzenie tak dużego schroniska to ogrom pracy, praktycznie przez całą dobę. 
      Ja tu tak o winie i schronisku, a o górach miało być... W każdym razie, napiszę krótko. Naładowałam się pozytywnie, dotleniłam, uśmiałam czasem do łez, znów czegoś nauczyłam i....już planuję kolejny wyjazd. No nie mogę tak zwyczajnie schować tych wszystkich moich map. Zawsze, gdy skądś wracam, planuję już tego samego dnia kolejną podróż, ewentualnie następnego dnia. Czasem wyjdzie coś na szybko, spontanicznie, z dnia na dzień. Ale najczęściej planuję, bo zanim gdzieś się wybiorę, lubię poczytać, gdzie jadę, co mogę zobaczyć i czego się powinnam spodziewać. Uwielbiam podróżować. Może to być blisko, zupełnie blisko. Ale z rodziną, z przyjaciółmi.  Ale podczas podróży, przed nią, jak i po niej mam motyle w brzuchu, dopada mnie taka cudowna euforia i radość. I co z tego, że potem piorę zabłocone ubrania na raty przez dwa dni, chowam sprzęt przez kolejne dwa... Lubię nawet i to :-)
       W pierwszy dzień pogoda była wymarzona, zaś w drugi góry spowiła mgła. Było ciepło, ale mgliście. Opadająca mgła w ilości duuuużej, pozwoliła nam ubłocić buty i spodnie. Więc wyglądaliśmy drugiego dnia, jak przystało na wędrowców, którzy nie robią nic tylko całe dnie łażą po górach. 




Na szczycie Śnieżnika.


       Najfajniesze w tym wszystkim jest to, że możemy być razem. To jest nasz czas, którego nie zastąpi nic. I nawet nie wyobrażam sobie wędrowania bez dzieci. Co się nieraz nabiadolą, że rady nie dadzą wejść na szczyt, to wiemy tylko my, ale jak już są na szczycie, to radość w oczach widoczna z daleka, no i ten uśmiech...
      Poniżej najmilsze chwile czyli przytulasy schroniskowe. O tak, przytulasów takich też nic nie zastąpi :-)



Zdobyty we mgle Rudawiec w Górach Bialskich. Nie powiem, że łatwo było, choć szczyt ma tylko 1112 m.n.p.m. Na szczęście, około godziny 17.00 mgła zaczęła troszkę opadać. Zdążyliśmy zejść, by potem, po drodze oglądać najpiękniejszą dyskotekę Sudetów. Mianowicie rozszalałą burzę z takimi błyskawicami, że ho ho. Były białe, różowe i fioletowe. Ja bym to nawet podciągnęła pod techno party ;-)



        "Idea "przesuwania horyzontu" jest ponadczasowa i uniwersalna. Przecież codziennie zdobywamy Swój Własny Everest, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dziś wiem też, że trudniej osiągnąć szczyt niż z niego zejść, a z wierzchołka widać wyłącznie kolejne Góry do zdobycia... " - Martyna Wojciechowska.
          Piękne słowa Martyny zapamiętam na zawsze. Moje szczyty są niczym w porównaniu z jej szczytami, ale te moje są właśnie MOJE. I cenię to sobie ogromnie.




      Dobra ekipa to połowa sukcesu. Wiem, co mówię. I nasza z czasem się powiększa. Najważniejszy jest dobry humor, a cała reszta się ułoży. Smutasów życiowych, maruderów nie bierzemy, no chyba, że w ramach terapii ;-)




       Jeśli lubicie góry to polecam Sudety, w których zakochuję się z dnia na dzień coraz bardziej. Są wielkie i piękne, a ich pasma górskie, których jest kilkanaście, różnorodne i bogate w cuda natury, zabytki i niesamowicie klimatyczne schroniska. Wtajemniczeni wiedzą, że przeprosiłam Sudety na rzecz gór, w których się urodziłam. Przeprosiłam troszkę późno, ale nadrabiam stracony czas :-) 
     Jeszcze jedno, kto nie był w Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie, tuż pod Śnieżnikiem, to koniecznie musi się skusić będąc w pobliżu. Coś pięknego. Piszą, że to najpiękniejsza jaskinia, ale nie wierzyłam, że aż tak. Cud natury. Do tego przewodnik wszystkopięknie opowiada. Zimno, bo tylko 6 stopni Celsjusza i wilgotność powietrza od 96 do 100 %, ale polar wystarczy. Wrażenia zaś zostaną na całe życie. 
     Tym górsko-jaskiniowym akcentem kończę i ściskam serdecznie wszystkich urlopowiczów i tych, którzy są w domach i wygrzewają buzie w słońcu na tarasie lub balkonie. Życzę Wam miłej niedzieli i przypominam o Candy, które trwa do 28 sierpnia. Zapraszam :-)

http://zapach-lawendy.blogspot.com/2013/07/candy-i-mae-radosci.html


19 komentarzy:

  1. to prawda, że mając bliską i oddaną ekipę można zdobyć każdy szczyt, myślę, że to bardzo fajnie, że swoją pasją-a niewątpliwie ją masz, bo aż wypieków dostałam czytając Twoją relację-zarażasz dzieci.
    A widoki owszem nawet patrząc we mgle, można naładować akumulatory-szczęściarze z Was.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gosiu, strasznie lubię czytać z jakimi emocjami piszesz o swoich wyprawach...
    Że dziewczynki rosną na podróżniczki nie wspomnę - o tym pisałam przy okazji innego postu. Przytulasy schroniskowe bezcenne - piękna z Was para !
    Mnie zaraziłaś chęcią zwiedzenia Sudetów - wybiorę łatwe trasy, bo myślę o wiosennym wypadzie z siostrą i mamą :- )
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu :-) Sudety są piękne. Jest tu mnóstwo pasm, łatweijszych i trudniejszych szlaków. Naprawdę jest w czym wybierać.

      Usuń
  3. Góry są piękne. Góry to kraina, w której można zapomnieć co się dzieje w dole. Jednak my wolimy morze (może dlatego,że mamy tam bliżej?). Pozdrawiam wakacyjnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kocham morze, zwłaszcza nasze. Już kiedyś o tym pisałam. Jednak góralkę ciągnie w góry. Zawsze. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  4. Gosiu fajna wyprawa..A co do ekipy - masz zupełną rację. A nasza Jula, podobnie jak Twoje dziewczyny, marudzi zawsze przez 5 minut na samym początku, potem zaś brnie do przodu niczym żołnierz i ogromnie cieszy się, gdy osiągnie szczyt:)
    Jaskini nie widziałam, ale dzięki za cynk, już ją wpisuję na listę miejsc do zwiedzenia.
    Śliczne te Wasze buziaki;)
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gosiu nie ważne gdzie i kiedy , ważne z kim bo to właśnie ludzie są tym co daje sens naszemu życiu. Przyjaciele to najcenniejszy skarb. Jak najwięcej takich wypraw Wam życzę Gosia

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie czytac o udanych wyprawach. Foty swietne az chcialoby sie wskoczyc w trapery i w droge :)
    pozdrowionka
    ps: Wieden wart grzechu :)))))))))) zachecam do odwiedzenia!

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam góry! ja jeszcze w tym sezonie nie zaliczyłam żadnej porządnej wyprawy ale szykuję się na przełom sierpnia i września. Mam tylko nadzieję, że dobra pogoda się utrzyma.
    A łażenie po górach w doborowym towarzystwie, to już w ogóle jest szczyt szczęścia :)
    Zazdroszczę tego domowego winka. Chyba i ja będę musiała wytaszczyć na szczyt jakąś dobrą nalewkę ;)
    pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo jak już się ktoś w głębi serca piechurem poczuł, to wędrowanie burzy krew:)
    Ale tak pozytywnie. Tak, że liczy się tylko plecak, wygodne buty i emocje związane z przygodą.
    Sudety kocham, za niespełna dwa tygodnie po raz kolejny wyruszam w te rejony. Także rozumiem co czujesz i pozdrawiam. Także zapalona podróżniczka:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Piekna wyprawa i co wazniejsze cudne chwile w byciu razem...:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że wyprawa była taka wspaniała i że podzieliłaś się z nami wrażeniami. ja to jestem straszny straszek i burza w górach pewnie by mnie zabiła "na zawał" :) Twoje córki musza być bardzo dzielne!
    Buźka, pa

    OdpowiedzUsuń
  11. Tyle emocji przyeżyłaś i tak cudownie o tym piszesz.Widac jak bardzo kochasz góry i przyrodę.
    Jakie dzielne masz córeczki!:)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłam, byłam. W zeszłym roku. Śliczne widoczki, śliczne góry. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ostatnio - kilka lat krążę wokół Śnieżnika, na szycie byłam jeszcze w czasie studiów... kopę lat temu... Trzeba się wybrać chociaż na naszą Wielką Sowę, albo Ślężę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna wyprawa. Uwielbiam górskie wycieczki:-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne widoki, świetna wycieczka. Zazdroszczę :)
    Na zdjęciach widzę, że dzieci są już duże, wiec nie dziwne, że dały. Mnie zawsze podczas wycieczek górskich chwyta zazdrość, gdy widzę jak sześciolatki zostawiają całą swoją ekipę w tyle. I chyba tak najlepiej uczy się miłości do gór :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, cieszę się, że jesteś i... zapraszam ponownie:-)