Obserwatorzy

piątek, 6 czerwca 2014

Radość z metamorfozy...


   

     



        Nareszcie się udało! Stół do przesadzania kwiatów przeniesiony w docelowe miejsce. Alleluja! Ileż ja na to czekałam, wiem tylko Ja sama. No, ale jest i koniec mojego narzekania ;-) Musiałam 2 lata z nogi na nogę podskakiwać koło męża, bo tak ochoczo budował domek dla naszych dziewczyn, że...no właśnie. Ale jest i domek, i stół koło domku. Napatrzyć się na niego nie mogę :-) Mężuś zrobił przy okazji podest pod stół z kamiennych płyt (jakiś piaskowiec, nie znam się) i jest stabilnie dzięki temu, i wygodnie, bo błotka pod nogami nie mam, gdy tańczę z donicą, kwiatem i grudą ziemi w garści :-) Wcześniej bywało, że taplałam się po deszczu w błotku. Gdy się deptało w jednym miejscu, to trawa rosnąć tam nie chciała. Teraz jest kamień i jest super wygoda :-)   
         
        
         Ale ja w sumie nie o tym, choć serio stół w nowym miejscu cieszy jak nowa lalka dziewczynkę. 
Chciałam o rowerze napisać. Dokłądniej o tym, jak trudno udowodnić, że mój rower nie jest nowy, a tylko odnowiony i ma chyba jakieś 10 lat. Mojej koleżance jednak trudno uwierzyć, że to ten sam rower. I uparła się jak koza, że coś kręcę. Wygrzebałam więc starsze zdjęcia i trochę tych nowych. I dla porównania zestawiłam je tutaj. Łatwiej tak niż słać ememesy, w które droga Kasiu pewnie też nie uwierzysz ;-) 
        W sumie, oglądam te fotki i nie dziwię się, że na rowerze jeździłam, ale bez miłości do niego samego. Ot, rower crossowy z bardzo dobrym osprzętem, na którym śmigałam, że aż miło. Głowa jednak leciała za ŁADNYMI rowerami. I tak chciałam się zakochać w swoim, że postanowiłam go przemalować i wymienić w nim to i owo. Udało się, choć mąż się podśmiewał. Mój sukces jest taki, że teraz to ja ten mój rower kocham tak samo, jak tego mojego chłopa, co się tak podśmiewał. Śmigam zatem na rowerze ochoczo, jeszcze więcej niż przed metamorfozą, bo o to chodziło.  Sami popatrzcie, że różnica niby niewielka, ale jest :-)

















         A to poniżej, świeże zdjęcie, bo dzisiejsze. Pogoda taka rajska, że pojechałam rowerem do pracy i wróciłam. Po drodze słuchałam ptaków, które śpiewają raniutko niesamowicie, nawąchałam się wszystkiego, co tylko rośnie na łąkach i polach...taka poranna aromoterapia. Pracę zaczęłam w doskonałym nastroju, a że dziś piątek, kończyłam ją w jeszcze lepszym :-) Weekend też spędzę "na niebiesko" czyli mój rower na tle niebieskiego nieba :-) Muszę tylko poszukać niebieskiej sukienki ;-)
Wczoraj wypożyczyłam sobie cztery książki. Zatem...rowerek, koc, łąka, dobra książka i czekanie na wakacje! W niedzielę może Góry Izerskie albo Karkonosze, skoro ma być ponad 30 stopni ciepła, tylko w górach to zniosę. Oczywiście na rowerze :-) 
A Wy, co planujecie w weekend? Pochwalcie się Kochani. W ostatnim poście pisałam, że tak niewiele trzeba, by wypocząć... Zatem...


Radość z piątku i powrotu z pracy :-) Zwycięsko wyszłam z obowiązków w tym tygodniu i zasłużyłam na pożądny odpoczynek. 

  Po drodze naoglądałam się chmur na pięknym odcieniu błękitu. Uwielbiam gapić się w niebo i zgadywać, jaki kształt przybrała konkretna chmura. Każdy widzi coś innego. Zawsze.





     No i na deser migawki z kącika ogrodniczego. Stół jako model ;-)





















     I to by było na tyle.
Życzę Wam dobrego weekendu, błękitnego nieba, słońca, uśmiechu i spełnienia marzeń. Tak, właśnie spełnienia marzeń. Bez okazji. Ja chcę spełnić pewne marzenie w ten weekend. I mam nadzieję, że się uda. Ściskam każdą dobrą duszę i wysyłam dobrą energię :-))))